To jedna z tych gier, których tytuły mówią wszystko. Skoro Ardeny i rok 1944, to musi to być II wojna światowa i operacja niemiecka skierowana przeciwko Aliantom. Faszystowska III Rzesza słabła i puchła wtedy w oczach. Kursk i Dniepr brzmiały żałośnie dla każdego niemieckiego generała. Inwazja na Rosję nie powiodła się, a Armia Czerwona już od dwóch lat systematycznie wypychała hitlerowców na zachód, ku ich państwu. Utracono Białoruś i Ukrainę, pożegnano się z ogromnymi połaciami płodnej rosyjskiej ziemi. Stłumione z trudem powstanie warszawskie pozwoliło wciąż jeszcze kontrolować miasto. Rosjanie czekali po drugiej stronie Wisły, zajmując przyczółki na dalekiej Pradze i gotując się do wkroczenia na tereny wroga. Na zachodzie aliancka inwazja w Normandii okazała się skuteczna. Otwarty w czerwcu 1944 drugi front pozwolił na stopniową likwidację niemieckiej przewagi w rejonie.Hitlerowcy szybko stracili Paryż, póżniej Antwerpię i Brukselę. Owa szybkość – jakże ciesząca mieszkańców wyzwalanych miast – była katastrofalna dla armii alianckiej. Kompletnie padło zaopatrzenie. Nie udało się zdobyć cennych francuskich portów, nie udało się zabezpieczyć dopływu żywności i wojska. Front został ograniczony. Ruszył więc Market-Garden; operacja mająca otworzyć Aliantom drogę na Berlin. Niestety, zajęcie hitlerowskich przyczółków na prawym brzegu Renu nie udało się. Most w Arnhem nie został zdobyty. Alianci ograniczyli się więc do opanowania rzeki Skaldy, rzeki Mozy oraz zajęcia Lotaryngii. III Rzesza postanowiła się układać.
Niemieckim generałom zaświtała w głowach myśl – „A gdyby jeszcze raz się szarpnąć, zaatakować, wypchnąć sprzymierzonych za Mozę i dopiero wtedy zaproponować pokój? Na pewno wytargowalibyśmy więcej!”. Plan był prosty. Zaatakować przez Ardeny dywizje zgromadzone przy łuku Mozy, zniszczyć je i skierować się ku Antwerpii. Po drodze rozwalić odcięte tym manewrem trzy armie alianckie: 9 amerykańską, 2 brytyjską i 1 kanadyjską. Zdobyć port w Antwerpii i pozbawić w ten sposób Aliantów dostaw. Wojska niemieckie w sile 250 tys. żołnierza, tysiąca czołgów i 800 samolotów czekały już tylko na rozkaz ataku. Potrzebna była jeszcze zła pogoda – miała osłonić atakujących przed silnym lotnictwem sprzymierzonych. I udało się! Akcja ruszyła 16 grudnia 1944 roku. I w tym historycznym momencie pojawia się gracz.
„Ardeny 1944” to klasyczna strategia turowa produkcji polskiej. Przygotowała ją z okazji pięćdziesięciolecia wydarzeń nad Mozą grupa The Swords. Wsławiła się ona programami „Piotrków 1939” oraz „Fall Weiss”, tu zaś mamy do czynienia z ich pierwszym, komercyjnym dziełem na peceta. Niestety daje się to zauważyć. „Ardenom” daleko do doskonałości, a przyczepić się można do każdego niemal elementu. Całe szczęście, że prawdziwi miłośnicy strategii są cierpliwi i wyrozumiali, a niewygodny interface, kiepska grafika czy niewielkie błędy historyczne nie odepchną ich od monitorów.
W grze szwankuje przede wszystkim szeroko pojmowana oprawa. Dżwięków praktycznie nie ma. Od czasu do czasu PC Speaker wydaje jakieś wyjące odgłosy mające sugerować starcia i… to wszystko. Aż się prosi, by zaprząc jakieś lepsze karty dżwiękowe, aż się prosi, by dorzucić odgłosy walczących jednostek, nadlatujących samolotów, itp. Szkoda, że tego zabrakło.
Graficznie program również nie wygląda najlepiej. Dominuje czerń i biel, od czasu do czasu pojawia się również zieleń (lasy, czołgi), błękit (rzeki) czy czerwień (piechota). Jednostki wykonane są czytelnie, acz niezbyt imponująco. Ich symbolika nigdzie nie została wyjaśniona. Całe szczęście, że można się tego domyślić – armata to artyleria, karabin ze spadochronem to jednostki powietrzno-desantowe, itp. W niektórych przypadkach (zwłaszcza u strony przeciwnej) pojawiają się niezrozumiałe symbole, których opanowanie wymaga własnoręcznego sprawdzenia metodą „podjechać-zaatakować-zgadnąć”. Warto zaznaczyć, iż jednostki można ustawić w dwa typy kolumn, to jest w rozwiniętą i zajmująca cztery razy mniej miejsca zwiniętą. Ta druga wygląda tak samo zarówno w przypadku czołgów, jak i piechoty.
Ekran podzielono na kilka części, podobnie jak to miało miejsce w atarowskim „Raszyn 1809”. W prawym górnym rogu mamy aktualną datę (16-31 grudnia, gdyż gra obejmuje tylko ten okres) oraz porę dnia (rano, wieczór, noc). Pod nią znajduje się listwa wybieranych z klawiatury rozkazów. Możemy przeczytać krótki raport dotyczący jednostki, nakazać jej udać się do konkretnego miejsca, zbadać teren, na jakim się znajduje, przydzielić jej dowolny priorytet zaopatrzenia, nakazać lotnictwu bombardować lub zrzucać zaopatrzenie (ale dopiero od Wigilii, kiedy poprawi się pogoda), a artylerii bombardować. W ten sam sposób możemy wywołać globalną mapę terenu i „przesuwalną” mapę szczegółową. Ukazuje się ona w centralnym oknie gry. Przedstawia niewielki wycinek pola walki (26 na 20 pól) wraz z naniesionymi nań jednostkami oraz ukształtowaniem terenu. Mamy pola, lasy, wyżyny, góry, miasta, drogi i rzeki. Każde z nich ma oczywiście wpływ na rozwój wypadków. Przykładowo po górach jednostki poruszają się bardzo wolno, za to znakomicie się w nich bronią. Drogi i pola zapewniają szybkie przemieszczanie się jednostek. Przez rzeki nie przedostaną się ani czołgi, ani artyleria – trzeba szukać „niezniszczalnych” mostów. Graficznie wygląda to cieniutko, ale… wystarcza do dobrej zabawy.
A bawić można się naprawdę nieżle. Coś jest w „Ardenach 1944” takiego, że mimo kiepskiej grafiki i żenującego dżwięku, mimo braku „supportu” myszy, można spędzić przy komputerze te parę godzin. A celem rozgrywki jest zdobyć jak najwięcej terytorium (Niemcy) lub utrzymać go jak najwięcej (Alianci). Wymaga to niewielkiego wysiłku – być lepszym niż strona przeciwna naprawdę nie jest trudno, zwłaszcza gdy gra się Niemcami. Wrogiem jest czas – mamy zaledwie dwa tygodnie, a każdy dzień dzieli się zaś na trzy pory (rano, wieczór, noc). Razem daje to skromne 48 faz ruchu. Największą trudność sprawia jednak liczba jednostek, którymi z czasem dysponujemy. Jest ich sporo i nieraz zdarza się, że zapominamy, co miała robić dana jednostka… a cofnąć ruchu nie można, nawet w sytuacji, gdy się go jeszcze nie zatwierdziło! Całe szczęście, że fazy ich ruchu podzielone na: ruch jednostek, ruch (ostrzał artylerii) i ruch posiłków. Ułatwia to znacznie proces planowania starcia.
Kto powinien zagrać w „Ardeny 1944”? Przede wszystkim zatwardziali miłośnicy strategii. Zwykłym graczom gra na pewno się nie spodoba, a konkurencja ze strony supergraficznych RTS z pewnością zaspokoi ich parcie ku strategicznemu myśleniu i zarazem daruje męczarnie przy setkach brzydkich jednostek. Prócz strategofili grę obejrzeć mogą nieanglojęzyczni miłośnicy historii, zwłaszcza najnowszej. Miłośnicy słabszego sprzętu też powinni być ukontentowani – te XT/AT z kartą Hercules, jakie stoi w minimalnych wymaganiach gry, dziś budzi uśmiech politowania nawet u bardzo niezamożnych graczy. Najlepiej mieć 486 – na moim P Cel. 333 wszystko chodzi nieco za szybko i aby dokładnie obejrzeć przebieg starć, musiałem stosować slowdowna. Takie już mamy czasy… ten sam sprzęt jest jednocześnie za wolny i za szybki.
Prawdziwa, niemiecka operacja w Ardenach nie powiodła się. Przez siedem dni Niemcy posuwali się mocno do przodu, ósmego, nota bene w Wigilię, atak załamał się. Silna obrona Dinant nie dała się zastraszyć i stawiała zaciekły opór. Amerykanie zaszyci w Bastogne wydawali się być nie do pokonania. Bez zdobycia tych miejscowości, leżących przy ważnych szlakach komunikacyjnych, nie można było pchnąć ofensywy jeszcze dalej na zachód. Na dodatek pogoda poprawiła się i lotnictwo alianckie rozpoczęło systematycznie nękać pozycje niemieckie. Niemcy zwrócili się ku Strasburgowi chcąc okrążyć część wojsk alianckich. Sytuacja Aliantów zrobiła się marna. Na początku stycznia 1945 roku Churchill zaapelował do Stalina o uruchomienie frontu wschodniego. „Żelazny Józef” posłuchał go – Niemcy musieli przegrupować część sił na wschód. Alianci przeszli do kontruderzenia i do końca stycznia wypchnęli wojska hitlerowskie na pierwotne pozycje. W cztery miesiące póżnej wojna zakończyła się.
WYDAWCA: THE SWORDS / IPS CG
WYMAGANIA: PC XT, Hercules, EGA, VGA, 3 MB HDD