Rate this post

…”101 Dywizja Desantowa nie ma historii, ma za to randkę z Przeznaczeniem. Podobnie jak pierwsi Amerykanie, których niesłychana odwaga była fundamentem narodu, wyrwaliśmy się z okowów tradycji, żeby pokazać światu nasze żądania wobec przyszłości.”

Generał W.C.Lee
101 Dywizja Desantowa

Gdy wielka nawała wojenna przeczołgała się już przez Europę i patrzyła sobie z wybrzeży Kanału w stronę Anglii, dla wszystkich stało się jasne, że ta wojna to krótka na pewno nie będzie. Ale magiczny rok 1941 spowodował, że facet z krótkim czarnym wąsikiem (pseudonim Adolf) zwrócił się w stronę wschodniego niedźwiedzia, przez co sprzymierzeni mogli złapać oddech. I dlatego niespełna trzy lata później stopa sprzymierzonych postanowiła wkroczyć na kontynent. W mrokach nocy, na tyłach pilnujących wybrzeża sił wylądowało na spadochronach kilka tysięcy żołnierzy z 82 i 101 Dywizji Desantowych. Ich zadaniem było zabezpieczyć powstające z trudem przyczółki. I właśnie wy, moi drodzy czytelnicy – gracze, będziecie mieli okazję dowodzić jednym z takich plutonów od zabezpieczeń. Sam produkt pochodzi ze stajni Empire, a oni jak wiadomo maja duże doświadczenie w symulacjach wojennych. Gra jest dość dziwnym połączeniem gatunku gier taktycznych, gdyż spróbowano tu połączyć zalety strategii real-time z klasyczną turową. Jako dowódca grupy spadochronowej, liczącej osiemnastu żołnierzy, musicie czuć się odpowiedzialni za losy swojego oddziału. Po krótkiej odprawie w sztabie możecie udać się do baraków, gdzie oczekują wasi podkomendni. Macie tu sporą zbieraninę i z nich to możecie sporządzić ekipę do następnej misji. W tym momencie dostrzegamy pierwszą zaletę gry. Wasi przyszli podkomendni mają swoje własne charakterystyki! Każdy z nich opisany jest kilkunastoma parametrami odpowiadającymi ich umiejętnościom: sile, wytrzymałości, celności itd. Posiadają oni także specyficzne umiejętności w posługiwaniu się konkretnym uzbrojeniem. Oczywiście swoją ekipę możecie podeprzeć dobraniem odpowiednich oficerów i uzupełnieniem kwatermistrzowskim. Przejdźmy w takim razie do treningu. Polecam jego odbycie przed przystąpieniem do misji. W ten sposób będziecie mogli przyjrzeć się konkretnym zadaniom, wykorzystaniu broni i innym czynnikom, z którymi się spotkacie w grze. W treningu też spotkacie właściwą grafikę gry. O ile wcześniej popatrzyliście sobie na ładnie renderowane obrazki, tak teraz będzie ohydnie. Na pole wali patrzycie z góry i co tam widzicie? Ręczna robotę. Drzewka, pola, wraki czy pozycje nieprzyjaciela… Takie podejście dało możliwość łatwiejszej roboty grafikom, a oni zabili tę grę. Wszystko jest jakieś takie aklimatyczne, płaskie, blade, nijakie. Co prawda wasi podwładni poruszają się całkiem przyjemnie i sprawnie, animacje ich ruchu są całkiem nieźle dopracowane, ale za to schrzaniono zastosowany oryginalnie kamuflaż. Od razu mówię, iż tych z was, którzy cenią sobie dobry smak grafiki, ta gra odrzuci i nie potrzyma -))) Po treningu możecie w końcu spróbować sił z prawdziwym nieprzyjacielem. Sam zrzut to po prostu granda opracowana przez jakiegoś rzeźnika! Liczba ludzi, którzy zginęli przy skoku, odlecieli od grupy, bądź połamali nogi i nie tylko jest zatrważająca. Po wylądowaniu mnie osobiście zostało 25% składu. To jest po prostu do dupy, bo jak by tak było na wojnie, to chyba by siłą wcielali do wojsk desantowych! Dalej za to „101 st Airborne in Normandy” potrafi zaszokować was na plus. Charakterystyka każdego (żyjącego!) żołnierza zaczyna odgrywać coraz większą rolę. Parametry konkretnych egzemplarzy broni, osiągi żołnierzy, ukształtowanie terenu… Toć to czysta poezja taktyki. Właśnie ta zaawansowana taktyka podnosi nieznacznie ocenę w górę. Powiedzmy sobie krótko: gra jest przeznaczona dla rasowych strategów, którzy nie będą się krzywić na grafikę. Natomiast żaden młokos strategiczny nie wytrzyma tego tytułu dłużej niż pięć minut.