Zamiast wstępu będzie Historia……
Historia – Całe tysiąclecia Mooshawanie przekazywali wiedzę starożytnych. Ta potężna rasa wielbiący pokój strażnicy czterech żywiołów i tajemnicy chroniącej ludzkość. Cztery poświęcone kamienie przedstawiające wodę, powietrze, ziemie i ogień muszą zostać zebrane wokół piątego, doskonałej istoty, aby móc powstrzymać postępy zła.
Co pięć tysięcy lat czystemu złu udaje się wyrwać poprzez międzygalaktyczne wrota do naszego wymiaru. Jego jedynym celem jest zniszczenie któregokolwiek z pięciu elementów – wtedy było by niezwyciężone. W samym sercu Nowego Jorku, w roku 2259 żyje ksiądz Vito Cornelius, który otrzymał naukę od Mondoshawan. Statek Mondoshowan zmierzający w stronę ziemi wraz z piątym elementem, zostaje zaatakowany przez Mangalorańskich łowców i zniszczony. Wszystko co pozostało po piątym elemencie to fragment dłoni i nikt nie wie co stało się ze świętymi kamieniami.
W tajnym laboratorium na Ziemi, Nucleolab, zespół złożony z najlepszych specjalistów próbuje zrekonstruować istotę doskonałą. W trakcie regeneracji istoty z kodu DNA , Mangaloranie atakują laboratorium i przerywają proces.
„PIĄTY ELEMENT” to gra typu 'third person perspective’ (TPP), czyli po prostu widok zza pleców głównego bohatera. W grze na zmianę będziecie prowadzić postać Korbena lub Leeloo, lecz to nie wy dokonacie wyboru – dokonuje on się automatycznie, w zależności od levelu. Nasi bohaterowie podczas rozgrywki, będą mieli do pokonania 15 etapów o dość dużej lokalizacji. Zwiedzą między innymi NYC, Kosmiczna Operę a nawet Egipt. Muszę dodać że poziom gry, nawet w stopniu easy jest dosyć wysoki i momentami można się nieźle spocić. Projekt poziomów został wykonany całkiem starannie. Tunele są w miarę skomplikowane, a kolejne zabezpieczenia pokonuje się ruszając również głową, a nie tylko bronią i mięśniami. Autorzy dodali jeszcze w każdym etapie sporo zagadek. Zazwyczaj trzeba odnaleźć jakiś przycisk, otworzyć kolejne drzwi lub bariery, ale wy to już znacie z niejednej gry. Oczywiście nie brakuje nam kolesi którym można oklepać jałopę, ale tu wychodzi różnica miedzy umiejętnościami Korbena i Leeloo. Pan preferuje raczej różnego typu broń, natomiast pani używa w takich przypadkach rąk i nóg. Postacie różnią się także sposobem poruszania i wachlarzem możliwości. Korben, jak na faceta przystało, to wielki, dobrze zbudowany gość, który może strzelać w pozycji stojącej, klęczącej, a gdy przyjdzie potrzeba nawet podczas padu do przodu popularnie zwanego „szczupakiem”. Z kolei Leeloo jest bardziej wiotka (w końcu kobieta), ale i zdecydowanie bardziej wysportowana. Jak pisałem, nie używa broni palnej, a jedynie mięśnie i broń miotaną. Została także wyposażona w możliwość podwieszania się pod okratowane sufity i pokonywania niebezpiecznych przepaści. Trzeba jeszcze dodać, że pojedyncze ciosy Leeloo można łączyć w dosyć przyjemne kombosy. Abyśmy zamknęli na dobre przedział postaci, powiem jeszcze o przeciwnikach. Otóż zostali oni wykonani dosyć ciekawie i z duża dbałością o szczegóły. Wykazują się pewną dawką sztucznej inteligencji, czyli nie idą jak bydło na rzeź tylko kombinują, np. zbierając się w grupy. Ok., mamy z głowy postacie ważne i poboczne, czas na grafikę i oprawę dźwiękową.
W pierwszym momencie, czyli po odpaleniu gry, nie jest zbyt ciekawie. Lecz nie martwcie się i nie wyłączajcie od razu gry, gdyż później robi się lepiej. Bardzo ładnie wykonane wnętrza, efektownie wyglądające wybuchy i inne eksplozje, postacie wrogów, o których pisałem, stanowią niemal ideał. Lecz pewne mankamenty, które tam występują, w grafice nie rzucają się aż tak w oczy i nie ma co się o nich rozpisywać. Z kolei oprawa muzyczna jest wprost idealna, chciałoby się powiedzieć: boska. Oryginalna ścieżka dźwiękowa skomponowana przez Erica Serra wprowadza w futurystyczny nastrój i pozwala jeszcze bardziej zagłębić się w świat „PIĄTEGO ELEMENTU”. Efekty dźwiękowe są całkiem spoko i nie będę się tu rozpisywał.
Myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak skrobnąć małe podsumowanie. „The Fifth Element” to bardzo przyjemna gra na podstawie doskonałego filmu Luca Bessona. Całkiem przyzwoita oprawa graficzna i doskonała muzyka (tu należą się brawa), sterowanie postaciami nie sprawią żadnego problemu, 15 niesamowitych etapów, 25 nieprzewidywalnych przeciwników. Ogólnie rzecz biorąc, ta gra stanowi cos w rodzaju lektury obowiązkowej dla fanów gier typu TPP, ale i innym graczom również gorąco polecam zagranie, jak i obejrzenie filmu o takim samym tytule.