Rate this post

Czasem czuję się dumny z tego, że jestem Polakiem. Nie tylko dlatego, że pokonaliśmy Bułgarię w „bitwie pod Burgas” i że Jan Paweł II pochodzi z Wadowic. Chodzi mi o komputery i o to, co w nich najciekawsze, czyli o gry. Dumny jestem, bo to moi ziomkowie zawojowali rynek niemiecki swym „Earth 2140”, zaś japończykom odpalili „Lwa Leona”. Cieszę się, że to u mnie w kraju powstało „AD 2044” i „Reah” oraz że to nasi programiści wypracowali wysoko ocenianego „Refluxa” (na zachodzie znanego jako „Robo Rumble”). Ale czy to tylko my, Polacy, jesteśmy tacy „sławni”? Czy tylko w kraju nad Wisłą powstają produkcje, o których można póżniej poczytać w zachodnich pismach? A co z innymi Słowianami?
Są na przykład Czesi! Jest ich Pterodon Software. Już dobre cztery lata temu opracował on „7 dni i 7 nocy”, prostą przygodówkę z grafiką a la „Teenagent”. Wkrótce póżniej program zakupiła warszawska firma Mirage, spolszczyła go i zaserwowała graczom. A całkiem niedawno gra rozeszła się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, gdyż jej pełną wersję umieścił na swym kompakcie jeden z magazynów o grach.
„7 dni i 7 nocy” to historia młodego detektywa, Waszka Fałdki. Mieszka on w Pipidówce, niewielkiej miejscowości gdzieś na końcu świata. Zajmuje się wszystkim – piciem piwa, podrywaniem sąsiadek, a także turystek, drobnymi śledztwami w sprawie niewiernych mężów i puszczalskich żon, czasem odszuka jakiegoś pieska czy też odnajdzie hasło niezbędne do rozwiązania krzyżówki. Jednym słowem everyman – człowiek do wszystkiego. Pewnego dnia miejscowy krezus, Jonatan Smith, składa mu ofertę nie do odrzucenia. Smith wyjeżdża na tydzień, boi się jednak, że w tym czasie coś złego może się przydarzyć jego ukochanym córkom. Oferując niezłe uposażenie w dolarach prosi Waszka o dopilnowanie, by ani Jaśminie, ani Trampolinie, ani Karminie, ani Filomenie, ani Herminie, ani Ewelinie i ani Rozalii nic się nie stało. Fałdka zgadza się bez wahania, przyjmuje nawet zaliczkę na poczet ochrony dziewczyn. Zadowolony idzie do baru, gdzie sporą część sumy przepija. Co więcej, upojony piwem zakłada się z kumplem, że w ciągu tygodnia „zaliczy” wszystkie siedem córek Smitha. Czy mu się uda? To już zadanie gracza.
Jak nietrudno się domyślić, „7 dni i 7 nocy” to czeska wersja słynnego komputerowego serialu o nienagannym podrywaczu Larrym. Podobieństw jest sporo – to trzeba przyznać. Jednak mimo tak sympatycznych (i nieco „świńskich”) wzorów produktowi Czechów można sporo zarzucić. Zwłaszcza dziś, w 1999 roku.
Po pierwsze, program nie chodzi bezproblemowo na procesorach Pentium II. Słynny błąd „nie dziel cholero przez zero” daje o sobie znać zarówno podczas próby instalacji programu, jak i w trakcie jego uruchamiania. Całe szczęście, że obecny na Internecie „tppatch” łata ów błąd bez większego problemu.
Po drugie, program nie zachwyca ani graficznie ani dżwiękowo. Co tu dużo mówić – grafika jest miejscami obrzydliwa. Wydaje mi się, że w takich grach, jak „7 dni i 7 nocy”, gdzie podstawą są bardziej lub mniej obnażone panienki, ekran powinne uginać się pod naciskiem pięknych ciał… kolorów znaczy się. A tu mamy skromne VGA, dość dziwną, „powyginaną” szatę graficzną i z trudem rozpoznawalne przedmioty. Dziewczyny są naprawdę brzydkie i osobiście dziwię się Fałdzie, że zdecydował się do nich zbliżyć. Muzyka jest nudna, niezbyt chwytliwa i właściwie mogłoby jej nie być. Dżwięki otoczenia nie istnieją, animacje zresztą też. Oczywiście usprawiedliwieniem jest fakt, iż gra powstała w czasach, gdy takie sprawy były standardem. Przy ocenianiu jednak nie mogę wziąć tego pod uwagę.
Po trzecie wreszcie, tragedią są przerywniki, to jest nocki. Gra została bowiem podzielona na 7 logicznych części, zwanych umownie „dniami”, w których to Waszek zdobywa uznanie u kolejnych sióstr, oraz „noce”, kiedy to baraszkuje sobie z nimi lewitując przy tym w powietrzu. Celem gracza podczas takiej „nocki” jest tak szybkie klikanie myszą lewa-prawa, by umiejscowiony na dole ekranu wskażnik osiągnął maksimum. Ewentualne niepowodzenie powoduje próbę samobójczą chłopaka, a w efekcie koniec gry. I tu jest problem – na współczesnych komputerach nie sposób się wyrobić. Trzeba być niezłym gościem, by dotrwać do rana bez blamażu. Także i „dzionki” nie zachwycają. Zagadki nieraz są głupie. Przykładowo w pewnym momencie należy podłączyć zdechłego psa do gniazdka elektrycznego, co uczyni zeń magnes. Na jednej z okolicznych farm wrzuca się go do wiadra i spuszcza na sznurku do studni – w ten sposób gracz wchodzi w posiadanie rurki. Kiedy idziej, by spłacić dług, gracz udaje się na cmentarz i wykopuje nadgniłe zwłoki swego przyjaciela…
Jedynym naprawdę pozytywnym aspektem „7 dni i 7 nocy” jest wspomniane tłumaczenie. Obejmuje ono tylko napisy pojawiające się na ekranie – gra pochodzi z ery przedkompaktowej i o spiczach nie było mowy. Teksty zostały dobrze przygotowane, nie brakuje ani polskich znaków, ani prawidłowej polskiej odmiany (tia… HOMM3 sux!), zaś pośmiać można się niejednokrotnie.
Myślę, że uruchomić „7 dni i 7 nocy” nie zaszkodzi. Człowiek przećwiczy się w odpluskwianiu programu, poczyta parę fajnych tekstów i lekko się wkurzy podczas pierwszej, a prawdopodobnie i ostatniej „nocy”. Jeśli jednak jego kopia nie będzie pochodzić z „darmowego” krążka – gracz będzie żałował inwestycji. Tak jak Waszek głupawego zakładu…

WYDAWCA: PTERODON / MIRAGE
WYMAGANIA: 386, 2 MB RAM, VGA, mysz, DOS