Agencja reklamowa i bracia
To było tak, Wysoki Sądzie. Brat miał firmę zajmującą się pozycjonowaniem i tworzeniem stron internetowych i zatrudnił w niej kilka osób z rodziny: siostrę, szwagra, teścia, brata żony, bratanka… tylko ja nie miałem pracy, a pieniędzy potrzebowałem jak każdy.
Poszedłem więc do brata i mówię: Muniek, daj zarobić parę groszy. Brat spojrzał na mnie pogardliwie, co już mnie zdenerwowało, i spytał: co chciałbyś robić: strony internetowe, banery, zająć się pozycjonowaniem stron czy coś innego? Jego ton był taki, kurczę, lekceważący… Jednak odpowiedziałem spokojnie: bracie kochany, przecież wiesz, że gdy ty uczyłeś się, ja kiblowałem. W więzieniu, niestety, nie uczą, jak się tworzy i pozycjonuje strony w wyszukiwarkach.
Brat wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu i powiedział z naciskiem: to jest firma świadcząca usługi webmasterskie i reklamowe, rozumiesz? Co mógłbyś u mnie robić? Aż mnie coś w żołądku zakręciło, gdy to usłyszałem. Lecz znów odpowiedziałem spokojnie: wszystko – parzyć herbatę, skakać po piwo, wypraszać nachalnych klientów, pilnować porządku… Od tego mam Ryśka, znaczy bratanka, przerwał mi brat, potrzebuję ludzi do innej roboty. Muniek, powiedziałem z wysiłkiem, bo moja godność była już podeptana do cna, jestem twoim bratem, a brat jest bliższy od bratanka. Mam iść kraść, tego chcesz? Dobrze, syknął brat, jakby go coś sparzyło, siadaj tutaj, do komputera. Otworzył komputer i wszedł w internet. Tu są strony www firm budowlanych, oznajmił. Przejrzyj je sobie i wypisz telefony tych firm, które cię zainteresują. Na pewno potrzebują malarzy, tynkarzy, glazurników i tym podobnych.
Nie powiedziałem jeszcze, Wysoki Sądzie, że miałem dziewczynę, dla której byłem panem inżynierem i pracowałem w agencji reklamowej. Gdyby się okazało, że jestem byłym więźniem i zwykłym budowlańcem, rzuciłaby mnie natychmiast. Tak przynajmniej wtedy myślałem. Dziewczyna czekała na mnie na ulicy, bo obiecałem przedstawić ją szefowi i załatwić jej pracę w firmie. Gdy bratu to powiedziałem, zrobił się czerwony na twarzy, podszedł do drzwi, otworzył je i kazał mi się wynosić. Nikt dotąd mnie tak nie potraktował, jak własny, rodzony brat. Nie mogłem na to pozwolić. Wściekłem się i, przyznaję, dokumentnie zdemolowałem firmę. Gdyby brat mnie inaczej potraktował, nigdy by, Wysoki Sądzie, do tego nie doszło.