Jest 31 grudnia 1938 r. Szalone lata 30. z hukiem zmierzają ku końcowi; na ekskluzywnym statku wycieczkowym na Renie grupa osób świętuje nadejście Nowego Roku. Wszyscy przybyli na zaproszenie ekscentrycznego, może nawet nieco szalonego milionera Iana Masque’a. Dziesięć osób, z których każda wydaje się być nie mniej tajemnicza niż gospodarz, zostało zaproszonych na ten statek, który uwiezie ich do odosobnionego zamczyska na szczycie góry, do miejsca odwiedzanego tylko przez alpejskie zawieruchy. Czy ta impreza to tylko kolejne dziwactwo Masque’a czy może tkwi za nią jakiś głębszy sekret?
„Fatal Illusion” rzuca nas w środek tego zgromadzenia – wcielamy się w postać prywatnego detektywa, który będzie podejmował próby rozwikłania zagadek, jakie los i szalony gospodarz postawią przed ucztującymi. Gra należy do gatunku adventure (gier przygodowych), w tym wypadku właśnie z silnym odchyleniem detektywistycznym. Grający będzie musiał przesłuchiwać kolejnych bohaterów, eksplorować tajemnicze miejsca, łączyć ze sobą fakty, aby odkryć ponurą intrygę, która jest motorem zdarzeń. Pierwszy rzut oka przynosi pozytywny obraz gry. Klimatyczna sceneria, intrygujący entourage – wydawałoby się, że wszystko jest na miejscu, aby powstała z tego bardzo dobra zagadka kryminalna. Niestety, „Fatal Illusion” zaczyna się dobrze, ale im dalej w głąb gry, tym bardziej rozgrywka zniża się do poziomu żenady.
„Clue Chronicles: Fatal Illusion” już samą nazwą nawiązuje do słynnej gry planszowej „The Clue” (w Polsce spotykanej pod różnymi tytułami, m.in. „Detektyw”). „The Clue„, wydawane przez firmę Hasbro, znalazło już kilkanaście miesięcy wcześniej swoje przełożenie na program komputerowy. Grupa programistów znana jako Engineering Animation Incorporated wypuściła w roku 1998 grę „Clue: Murder at Boddy Mansion„. Tamten produkt stanowił w zasadzie wierną adaptację gry planszowej, wzbogaconą o środowisko 3D. Hasbro i EAI postanowiły pójść za ciosem – rzucają więc na rynek kolejną grę detektywistyczną, tkwiącą korzeniami w „The Clue„. Tym razem „Clue Chronicles” nie ma zbyt wielu związków ze swą planszową poprzedniczką – przeniesiono jednak na ekran komputera większość postaci znanych z wersji papierowej, np. profesora Pluma czy pułkownika Mustarda. W pewnych momentach można też odczuć charakterystyczny styl grania, jakiego wymagała planszówka – większość informacji zdobywa się przez prowadzenie i analizę rozmów.
Zacznijmy od pozytywów gry. „Fatal Illusion” wita nas przyzwoitą animacją oraz gustownym menu, utrzymanym w modnym podówczas stylu art deco. Sama gra prowadzona jest w trójwymiarowym środowisku z pierwszej osoby (kamera przyjmuje punkt widzenia głównego bohatera), co jednak nie będzie zbytnim obciążeniem dla mocy procesorów. Wszystkie scenerie są prerenderowane, jazdy kamery zostały uprzednio wygenerowane. W tym aspekcie „Fatal Illusion” zbliża się nieco do starej tradycji przygodówek FMV, gdzie stosowano podobne rozwiązania – kliknięcie myszą na właściwym punkcie ekranu wywoływało przygotowaną w studiu sekwencję video. Gracz nie ma dowolności w kierowaniu postacią i zmuszony jest posługiwać się tylko tymi panoramami i punktami widzenia kamery, które przygotowali twórcy gry. Niekiedy może to doprowadzić do sporej frustracji, gdyż system przechodzenia od jednego punktu widzenia do drugiego bywa nieczytelny. Czasami trzeba sporej cierpliwości, aby odnaleźć drogę do właściwego umiejscowienia kamery – np. aby obejrzeć osobę stojącą w drzwiach, trzeba wejść w głąb pokoju i spojrzeć za siebie; nie da się tego zrobić bezpośrednio.
Sama sfera plastyczna została w grze odrobiona bardzo porządnie. Otoczenie zaprojektowano poprawnie, tekstury są przyzwoitej jakości, zaś wiele jazd kamery jest bardzo efektownych. Fatalnie wyglądają tylko pajęczyny, znajdujące się w niektórych pokojach – nici są grube i mocarne, jakby miały po kilka centymetrów grubości (cóż za pająk musiałby to zaplatać :). Dla uzyskania większej płynności, przy bardziej skomplikowanych animacjach gra automatycznie obniża lekko jakość używanych tekstur, aby maszyny low-end także nie miały z nimi większego kłopotu. Najefektowniejsze lokacje znajdują się w zamku, w ostatnich fragmentach gry. Dynamiczne jazdy kamery po marmurowych posadzkach, efektowne panoramy pośród mroków pseudogotyckich krużganków – w kilku momentach „Fatal Illusion” przyprawia gracza o miły dreszcz estetycznego zachwytu.
Troszkę słabiej wygląda sytuacja z wszelkiego rodzaju animacjami. Co prawda wszystkie postaci bardzo udatnie gestykulują, wymachują rękami, kręcą głową, jednak bardziej skomplikowane ruchy wypadają źle. Szczególnie niedobrze to wygląda podczas scen marszu – faceci chodzą jakby mieli drewniane nogi, zaś kobiety niekiedy prezentują się nienaturalnie odchylone do tyłu, jakby za wszelką cenę usiłowały wepchnąć biusty w obiektyw kamery. Istnieje także pewna niedoróbka w algorytmie osadzania animowanych obiektów w gotowych prerenderowanych sceneriach – bywa np. że podczas konwersacji nasz rozmówca znika, aby za chwilę pojawić się ponownie. Czasami także podczas szybkich jazd kamery widać, iż sylwetki bohaterów jakby „ślizgają się” po podłodze.
Ogólnie wypada jednak dość wysoko ocenić „Fatal Illusion” za sferę grafiki. Mimo wskazanych niedociągnięć, gra cieszy oko i w niektórych momentach potrafi naprawdę zauroczyć. Gra nie posiada jednak żadnej oryginalnej koncepcji plastycznej, ot standardowe kształty i tekstury w przyzwoitym wykonaniu. Autorom nie udało się niestety wykreować jakiejś fascynującej wizji rzeczywistości – uciekli się do najprostszych rozwiązań kolorystycznych i rysunkowych (a szkoda, gdyż pole do popisu było spore). Dlatego właśnie nie ma sensu piać nad grafiką „Fatal Illusion” jakichś peanów – są to po prostu wyższe rejony stanów średnich.
Dość nierówno potraktowano sferę dźwiękową. Wszystkie kwestie w grze są mówione przez profesjonalnych aktorów – osoby słabsze w angielskim mogą włączyć sobie podpisy. Głosy zostały świetnie dobrane oraz, co najważniejsze, aktorzy naprawdę przyłożyli się do pracy. Każda z postaci dysponuje przez to oryginalnym akcentem czy manierą mówienia. W połączeniu z bardzo przyzwoitym systemem synchronizacji ruchu ust z tekstem oraz umiejętnym wtopieniem gestykulacji w konwersacje, dało to doskonałe efekty. Rozmowy w „Fatal Illusion” prowadzi się z dużą przyjemnością, a z zachowania i intonacji postaci można niejedno wyczytać.
Niestety, oprócz głosów, sfera dźwiękowa w grze została potraktowana po macoszemu. Muzyka nie pojawia się prawie wcale – jedyny motyw, który był w stanie zaintrygować moje ucho pojawia się jako podkład pod końcowe animacje ! świat gry wypełniają naturalne odgłosy – mruczenie maszynerii na statku, później zastąpione przez poświstywania alpejskich wichrów. Po kilkunastu minutach słuchania tych zapętlonych dźwięków one też stają się mdłe i nudne. Na początku gry do największego szału doprowadziła mnie jednak zapętlona melodyjka, składająca się chyba z pięciu nut, które Popov wystukuje na fortepianie. Bezustanne powtarzanie cyklicznego ram-pam-pam wyprowadziłoby nawet świętego z równowagi.
Ze względu na ten nierówny poziom grafiki i dźwięku, w „Fatal Illusion” różnie bywa z całościowym klimatem. Bywają momenty, szczególnie po nagłych zwrotach akcji, iż gracz w podnieceniu przebiega lokacje, poddając się tajemniczemu nastrojowi pomieszczeń i atmosferze czyhającego zagrożenia. Niestety, nader często ta aura rozmywa się i gracz rutynowo pokonuje kolejne przeszkody, ze znużeniem poszukując jakiegokolwiek wyzwania.
Głównym winowajcą jest tu fabuła, która zawiera wyraźne błędy konstrukcyjne. Gra rozpoczyna się od wysokiego C, wprowadzając na scenę kilka intrygujących tematów i postaci. Staroegipski kult śmierci, chińskie artefakty, sztuka iluzji, psychoanaliza, percepcja pozazmysłowa, wątki szpiegowskie, finansowe i emocjonalne – to wszystko „Fatal Illusion’ rzuca na szalę już w pierwszych minutach rozgrywki. Jak łatwo się domyślić, większość z tych wątków pozostaje całkowicie niewykorzystana. Bohaterowie gry, mimo iż ciekawie mówią o sobie, w żaden sposób nie ewoluują, nie wchodzą w żaden kontakt z innymi osobami. Każda z postaci jest całkowicie statyczna i w zasadzie po pierwszej konwersacji wiadomo już wszystko o rozmówcy. Stąd właśnie w grze nieobecny jest dreszczyk emocji typu „Ciekawe, czy teraz on mi coŚ powie ?”, kiedy po raz kolejny odwiedzamy bohatera. Jeśli raz obejrzysz pokój i pogadasz z postacią, to w zasadzie mógłbyś już tej lokacji nie odwiedzać do samego końca.
W „Fatal Illusion” brakuje więc atmosfery poszukiwania, niepewności – fabuła nie nęci wielością tropów, różnorodnością podejrzanych ani bogactwem wątków. Gra jest prosta jak drut – należy tylko wykonywać zadania, które ktoś przed nami bardzo klarownie stawia, zaś następnie oglądać animacje, popychające akcję do przodu. W trudniejszych miejscach można skorzystać ze stopniowego systemu hintów „Cluedo”. W finale okazuje się dodatkowo, że fabuła jest dziurawa jak sito – większość wątków zostaje urwana, co najmniej kilka tajemnic jest niewyjaśnionych, zaś rola prawie wszystkich postaci w całej historii jest w najlepszym wypadku słabo uzasadniona. Mimo, iż kilkukrotnie ukończyłem grę nie mam zielonego pojęcia np. po co na statku znalazła się Kell, niemiecka psychoanalityczka.
Równie słabo wypada „Fatal Illusion” pod względem tzw. gameplaya, czyli samego sposobu prowadzenia rozgrywki. Przede wszystkim, gra oferuje stosunkowo mało typowych problemów „adventure”, takich jak kojarzenie faktów, łączenie przedmiotów, itp. Im bliżej końca gry, tym szybciej narasta liczba zadań, które właściwie mogłyby się złożyć na grę logiczną. Zamiast rozwiązywać zagadki kryminalne, gracz zmuszony jest do rozgryzania abstrakcyjnego rebusu oraz paru czysto matematyczno-logicznych problemów. W samym finale natomiast musi zmierzyć się z dwiema zagadkami, w których nawet racjonalna analiza nie ma sensu – przydaje się jedynie szczęście (albo system hintów J).
Na słabym poziomie stoi w grze interakcja z postaciami. Rozmowy są dosyć statyczne – teksty wypowiadane przez postaci nie zmieniają się, choćby nie wiem jakie wydarzenia miały przed chwilą miejsce. Prowadzi to do paradoksalnych sytuacji, kiedy niektórzy mówią o świeżo zmarłych w czasie przyszłym :)))). Istnieje co prawda możliwość łączenia przedmiotów we własnym oknie „inventory”, lecz jest ona bardzo mało wykorzystywana. Gra wykorzystuje oczywiście standardowy interfejs „point-and-click”.
Jeśli chodzi o względy technologiczne, „Fatal Illusion” jest średnio stabilna – zdarzyło się, że kilka razy wyłożyła się bez ostrzeżenia. Program chodzi wyłącznie w rozdzielczości 640×480. Gra zajmuje 3 CD i niestety bywają momenty, że dość często trzeba ja wymieniać. Program bardzo obficie korzysta z plików wymiany na twardym dysku i lubi „potrzeć” twardzielem np. przed animacjami, co negatywnie wpływa na ich jakość. Zapisywanie i wczytywanie stanu gry przebiega bardzo sprawnie, za to każdorazowe ładowanie programu tuż po jego odpaleniu to prawdziwa szkoła cierpliwości.
Rozgrywka w „Fatal Illusion” jest raczej krótka – doświadczonemu graczowi ten produkt wystarczy na najwyżej dwa dni zabawy. Osoby z mniejszą rutyną w rozgryzaniu gier przygodowych mogą cieszyć się nim nieco dłużej, jednak i tak dzięki systemowi hintów nie powinni mieć problemów z płynnym ukończeniem gry. „Fatal Illusion” to typowa „iwonka” – zagrasz raz i won z nią na półkę, gdzie doczeka w spokoju swoich dni. Gra jest w stanie dostarczyć akurat tyle frajdy i przyjemności, ile mieści się w pierwszym kęsie, który nadgryza z niej gracz – próba drugiego podejścia to już zadanie dla maniaków i masochistów. Jako że „Fatal Illusion” nie zawiera właściwie żadnych zadań pobocznych, sekretów, niewyjaśnionych wątków, granie w nią po raz drugi jest nudne i sprowadza się do wykonywania najbanalniejszych czynności.
Mimo to, określenie „Fatal Illusion” mianem gry złej byłoby krzywdzące. Produkt nie usatysfakcjonuje wytrawnych graczy, lecz dla mniej wymagających może stać interesującą pozycją. Bardzo przyzwoita (choć mało odkrywcza) grafika oraz świetne aktorstwo głosów sprawiają, że ze „śmiertelną Iluzją” można spędzić kilka miłych chwil. „Fatal Illusion” zostało wydane przez dużą firmę dystrybucyjną Hasbro Interactive i jest to zdecydowanie produkt wymierzony w stronę sektora gier tańszych, prostszych i gorzej wykonanych. Jak można przeczytać na okładce („Mystery Series: Episode One„), szefowie Hasbro najprawdopodobniej zaplanowali „śmiertelną Iluzję” jako pierwszy odcinek z dłuższego cyklu „detektywistycznych” gier adventure, określanego wspólnym mianem „Clue Chronicles„. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że kolejne epizody serii – o ile kiedykolwiek się ukażą – będą oferować graczom choćby nieco więcej emocji i frajdy.
Clue Chronicles: Fatal Illusion
Najczęściej czytane:
Przewodnik po Kamerach Monitoringu Miejskiego: Ukraina, Lwów
Wprowadzenie
Lwów, piękne miasto na zachodzie Ukrainy, pełne historii, kultury i wyjątkowej architektury, przyciąga turystów z całego świata. Jednakże, tak jak wiele innych miast, Lwów...