Disney’s Dinosaur
W Dinozaurze mamy bardzo wątpliwą przyjemność wcielić się w rolę głównodowodzącego grupą trzech dinozaurów (brachiozaur Aladar, lemurzyca Zini i przedstawicielka gatunku lotnego – pterodaktylFlia), które wobec nieuchronnie zbliżającego się kataklizmu, wzięły nogi za pas (i mądrze) i uciekają w poszukiwaniu lepszej rzeczywistości (Matrix, w którym wszyscy żyjemy, już im się nie podoba???) i warunków do życia. Gracz musi tak kierować ich poczynaniami, aby im się ta sztuka udała przy zerowych stratach własnych. A nie będzie to łatwe i przyjemne, gdyż gra jest wprost wzorowo spaprana.
Nie sposób nie porównać Disney’s Dinosaurs do wciąż fenomenalnej gry pt. The Lost Vikings. Podobnie jak w klasyku platformówek, tak i w nowej produkcji Disneya, każdy z bohaterów ma unikalne zdolności, niedostępne jego kompanom. Ich wzajemne połączenie i racjonalne wykorzystanie, ma nam gwarantować sukces naszych poczynań w grze. Cóż z tego, skoro sterowanie naszą „kamandą” jest gorsze niż swego czasu było posiadanie obywatelstwa ZSRR??? postacie reagują na nasze polecenia na opak, jakby specjalnie drwiły z tego, co im kazaliśmy zrobić. Naprawdę, cholernie ciężko jest wymusić na nich jakieś racjonalne posunięcie, nie mówiąc już o 100-procentowym wyegzekwowaniu naszych rozkazów. Po prostu my swoje, a one swoje. Chyba już wiem, dlaczego dinozaury miały takie małe mózgi (Żeby nasz redakcyjny Porzeracz nie mógł im ich wyjeść :)).
Osobną sprawą są poziomy i zagadki, które postawili przed nami producenci gry. Swoją drogą, nie dorównują one zamysłem tym z Lost Vikings. Są głównie średnich rozmiarów, niezbyt skomplikowane, a przez toporne sterowanie, ich pokonywanie straszliwie wręcz nudzi! Schemat jest taki, że dopóki nie wykonamy każdego kolejnego zadania, nie będziemy mogli przejść w dalsze rejony poziomu, gdyż nie zniknie odgradzająca je bariera. Dla przykładu: Level 1: Pterodaktylem zabierz jajo z gniazda i połóż je na ziemi w oznaczonym obszarze.
Wszystko ładnie, wszystko pięknie, tyle tylko, że pterodaktylica nie ma zamiaru lecieć tam, gdzie jej karzę. Ja w lewo, ona zwrot w dół i na prawo. Ja do góry, ona w lewo w dół. Ja w prawo, ona… W takiej chwili miałem już rzucić grę do kosza, ale zamiast tego rzuciłem tylko parę niecenzuralnych słów i po raz kolejny spróbowałem podnieść jajo. Gdy już mi się ta sztuka udała, z jaja wykluł się mały brachiozaur (Aladar), nad którym zaraz przejąłem kontrolę. Nie muszę chyba wspominać, ile było problemów z wykonaniem kolejnego polecenia?! A gdy już ognista zapora zniknęła, przyszedł czas na kolejne, nudne zadanie.
Słów brakuje, ręce opadają i płakać się chce, jak się takie gry jak DD widzi. Po prostu odbierają mi chęć do życia. A DD jest właśnie w tej dziedzinie prymusem.
O grafice krótko – dolne rejony klasy średniej. Fajne modele drzew i innych roślin, ale jakość tekstur terenu i skał pozostawiają już nieco do życzenia. Są zbyt rozmazane i mało ostre, psując tym samym ogólne wrażenie.
Dobrze, że chociaż dźwięk stoi na przyzwoitym poziomie. Lecz to i tak nie uratuje DD przed degradacją z mojej strony.
Sytuacji nie poprawią nawet mini-encyklopedia „dinożarłów”, zawarta w grze, ani wycięte z filmu „Dinozaur” scenki, które odgrywane są w przerwie pomiędzy kolejnymi poziomami gry. Swoją drogą, ich jakość wizualna pozostawia (mim zdaniem) bardzo wiele do życzenia.
No, naprawdę, nie wiem, jak taki gniot przeszedł pomyślnie testy jakościowe (a może w ogóle takich testów nie było???). Za wypuszczanie tak złych gier, powinno się (co najmniej) szykanować delikwentów, którzy je tworzą. Wciskanie ludziom produktu tak niskiego jakościowo to czyste chamstwo ze strony Disney Interactive. Nie boję się użyć tak mocnego słowa. Chamstwo, bo w to, co wydaje dana firma, świadczy o jej nastawieniu do klienta.
Tak więc, drodzy czytelnicy, zaufajcie choć raz wujkowi Thufirowi i trzymajcie się od tej gry z daleka. Z bardzo daleka. Nawet, gdy w grę mają grać Wasze dzieci. W innym wypadku, będziecie żałować.