|  | 

Kultowe stare gry

Destruction Derby

Drodzy państwo: oto przed nami objawił się praprzodek Carmageddon i innych gier typu „jedź i zniszcz” – oto Destruction Derby. Od razu uprzedzam miłośników cudownej grafiki i przestrzennego, płynącego z iluś-tam głośników dźwięku – w Destruction Derby nie znajdziecie ani jednego ani drugiego. Gra ma już swoje lata (który to był rok? – bodajże 95) i przy dzisiejszych programach, na których produkcję wykłada się grube pieniądze, wygląda jak Kopciuszek… no właśnie, jak Kopciuszek, a „zgrabną stópką” programu jest grywalność – tutaj nie dostrzeżemy żadnych oznak upływającego czasu. Program pozwala nam na zabawę w kilku trybach, od niemalże standardowych, odrobinę tylko brutalniejszych wyścigów poczynając a na totalnej rozwałce, odbywającej się na arenie przypominającej troszkę sławne Koloseum, kończąc.
Na początek trzeba jednak grę zainstalować. Na moim starym P166 wszystko działało jak trzeba, miałem jednak pewne obawy co do tego, czy program odpali na moim nowym kompie z najnowszym dziełem Billa, czyli Windows Millenium Edition. Na szczęście wszystko poszło jak z płatka – gra zainstalowała się bez najmniejszych problemów, nawet konfiguracja karty dźwiękowej okazała się banalną czynnością – setup wykrył ją automatycznie.
Uruchamiamy grę i… no cóż, niektórzy będą na pewno zaskoczeni doskonałej jakości muzyką, zapisaną w formacie CD-Audio. Intro jest całkiem dynamiczne, ale opiera się na silniku gry, przez co wrażenia estetyczne nie są najlepsze. Jak już wspomniałem, gra udostępnia nam kilka zróżnicowanych trybów zabawy, jednak przed wybraniem jednego z nich i rozpoczęciem właściwej gry, dobrze jest ustalić poziom trudności (gra pozwala bawić nam się na trzech stopniach zaawansowania), aby później nie zostać niemiło zaskoczonym umiejętnościami rywali. Dobrze, przejdźmy jednak do samej gry. Na „pierwszy ogień” pójdzie mój ulubiony tryb – Destruction Derby – Total destruction. Te „wyścigi” odbywają się na okrągłej arenie wypełnionej szesnastoma ryczącymi maszynami – w jednym z pojazdów siedzimy my. Cały urok tego rodzaju zabawy polega na tym, iż opiera się ona na regułach „wszyscy za jednego”… upps, przepraszam, chodziło mi o „wszyscy na jednego” – 15 uczestników konkurencji ma przed sobą tylko jeden cel – zniszczyć nasz pojazd! Naszym zadaniem jest po prostu uciekać (nie bójcie się, będzie dobrze – wszak po ostatniej walce Andrzeja G. cały świat wie, że Polacy, co jak co, ale uciekać to potrafią) i wytrwać jak najdłużej – podczas gry widzimy bardzo dokładny zegar, odmierzający upływający czas – aby pokazywał jak najwyższe wartości! W tym momencie warto coś powiedzieć o samych uszkodzeniach. Niestety, gra jest już dość leciwa i system uszkodzeń nie jest zbyt dobry (przynajmniej w mojej opinii). Otóż samochód nasz posiada kilka punktów (tak to zostało zobrazowane w programie, jednak w rzeczywistości są to raczej strefy a nie punkty) podatnych na uszkodzenia. Na początku każdy z nich cieszy nasze oczy zielonkawą barwą, jednak w miarę postępowania zniszczeń kolor będzie ewaluował do krwistej czerwieni. Czerwień (do tego migająca niczym jarzeniówka w podrzędnym barze mlecznym) to ostatni etap przed całkowitym zdezelowaniem naszego wozu – kilka uderzeń „czerwoną” częścią pojazdu i nasze auto nadawać się będzie tylko na złom. Kolejnym interesującym trybem jest Destruction Derby (nazwa taka sama jak w przypadku poprzedniego trybu, jednakże tutaj brakuje drugiego członu – można mieć więc nadzieję, że destrukcja będzie choć trochę mniejsza :). Tu walka jest już bardziej sprawiedliwa – na placu staje znów 16 wspaniałych (w tym my) i znów celem jest maksymalna „rozwałka” i sianie zniszczenia, tyle tylko, że teraz każdy atakuje każdego, w grupie i samotnie – po prostu „wolna amerykanka”. Za każde wykonane z odpowiednią siłą celne uderzenie w rywala, otrzymujemy pewną ilość punktów. Ocena naszego „ciosu” zależy od wielu czynników, początkującym podpowiem, że najwięcej punktów można nabić uderzając w któryś z boków rywala i powodując obrót jego wozu. To jest właśnie jeden z głównych trybów gry – możemy rozgrywać mistrzostwa w tej konkurencji (mistrzostwa prowadzone są w formie ligi). Ostatnim trybem z Destruction Derby w nazwie, jest Duel – znów arena, lecz tym razem nieco pustawa – na placu boju stawia się bowiem jedynie dwóch śmiałków. Cała reszta (tj. zasady) pozostaje bez zmian. Oprócz totalnej orgii niszczenia możemy wziąć udział w bardziej pokojowych wyścigach. Stock Car Racing to standardowe wyścigi odbywające się na normalnych, zamkniętych torach. O właśnie – nadszedł najwyższy czas, aby wspomnieć o udostępnionych nam torach. Ich liczba nie imponuje i zamyka się w liczbie kilku tras. Wszystkie tory są raczej krótkie (jedno okrążenie to max. 1 minuta) i mało urozmaicone… chociaż może nie do końca, bowiem wystarczy znaleźć się w nieodpowiednim miejscu (czyt. skrzyżowaniu – tak, na niektórych trasach będziemy mogli spotkać skrzyżowania) i nieodpowiednim czasie (tj. gdy jacyś zagubieni, lub wręcz odwrotnie, liderujący kierowcy znajdą się na prostopadłym odcinku drogi) – zabawa (nieraz totalny karambol) murowana! Wszystkie tory (wliczając w to arenę) są ograniczone nieprzekraczalnymi bandami – nie ma więc możliwości wypadnięcia z trasy. Jednak nie oznacza to łatwiejszej jazdy – wystarczy wpaść w mały poślizg (nie bójcie żaby, jakby to powiedział Waldemar K., rywale nam w tym pomogą) i stanąć w poprzek drogi – powrót do umożliwiającej kontynuowanie jazdy pozycji zajmuje naprawdę sporo czasu. Tryb Stock Car Racing do złudzenia przypomina klasyczne, arcadowe wyścigi, trzeba tutaj tylko cały czas kontrolować stopień uszkodzenia naszego pojazdu – o jedną kraksę za dużo i trzeba będzie przedwcześnie zakończyć zawody. Oczywiście, tutaj też mamy możliwość rozegrania poważnych zawodów, czyli mistrzostw. Ostatnim trybem, w jaki przyjdzie zagrać kandydatom na wzorowego pirata drogowego, jest Wreckin’ Racing. Konkurencję tę można określić jako „ciekawszą” wersję standardowych wyścigów (zresztą zawody odbywają się na tych samych torach), bowiem tutaj oprócz pozycji na mecie liczą się (można nawet powiedzieć, że to klucz do zwycięstwa) punkty, które zarobić można tylko w jeden sposób – taranując, niszcząc, spychając i demolując auta innych zawodników.
Sposób sterowania naszym wozem nieco odbiega od komputerowych standardów. Na prostej drodze samochód prowadzi się normalnie, jednak już zakręty trzeba (tzn. często powinno się) pokonywać w niecodzienny sposób. Przed wejściem w każdy bardziej ostry zakręt należy opanować nerwy i zmniejszyć poziom adrenaliny we krwi, a mówiąc bardziej po ludzku – zdjąć nogę z pedału gazu i dopiero wtedy wykonać łagodny skręt kierownicą (pokonywanie zakrętów przy pełnej prędkości kończy się najczęściej bliskim spotkaniem z bandą). Oczywiście, w sytuacjach ekstremalnych ratunkiem może okazać się hamulec – przy gwałtownym hamowaniu nasz wóz powinien wpaść w lekki poślizg i umożliwić w ten sposób bezpieczne pokonanie zakrętu.
To wszystko brzmieć może nijako, wystarczy jednak siąść do komputera (praktycznie dowolnego – program ma naprawdę minimalne, jak na dzisiejsze czasy, wymagania i będzie płynnie działał nawet na przedpotopowych systemach) i pojeździć choć 10 minut – gra po prostu bardzo wciąga! Mimo małego realizmu, ubogiej grafiki i co by tu nie mówić, prostocie, program jest niesamowicie grywalny. A jeśli do komputera dosiądzie się kolega/ koleżanka lub brat… co prawda gra nie pozwala na jednoczesne granie (brak opcji split screen, możemy tylko jeździć po kolei tj. jeden po drugim) ale i tak warto spróbować takiego specyficznego multiplayera 🙂
Wróćmy jeszcze na moment do tej nieszczęsnej grafiki. Gra została wydana kilka lat temu, kiedy jeszcze nie śniono (choć kto wie… prorocze sny się zdarzają) nawet o akceleratorach 3D, setkach MB RAM-u i dziesiątkach MB pamięci graficznej. O bajerach typu refleksy świetlne, efekty soczewek i bumpmapping możemy zapomnieć, ba nie mamy nawet co liczyć na teksturowaną, w pełnym tego słowa znaczeniu, grafikę! Wszystko hula w niskiej rozdzielczości, trójwymiarowe obiekty pokryte są niskiej jakości teksturami, zazwyczaj jednokolorowymi i pozbawionymi szczegółów – zresztą wystarczy spojrzeć na screeny. Inaczej sprawa ma się z muzyką – ta, zapisana w formacie Audio CD, prezentuje się całkiem przyjemnie, niektórzy pewnie skorzystają z możliwości wysłuchania jej za pomocą standardowego odtwarzacza CD. Efekty dźwiękowe nie są już tak dobre – komentator wyścigów czasem drze się w niebogłosy i naprawdę słychać jego emocje, jednak repertuar jego powiedzonek i okrzyków jest nadzwyczaj ubogi. Wszystkie dźwięku „toru” tj. buczenie silników i zgrzyt gniecionego metalu też można było zrobić lepiej.
Szukasz super dopracowanej graficznie, realistycznie ścigałki? Destruction Derby na pewno nie odpowiada takiemu opisowi. Jednak jeśli bardziej niż wszystkie fajerwerki graficzne cenisz grywalność, a realizm nie jest wymogiem – spróbuj zagrać w tę grę. Naprawdę warto.

destruction-derby

ABOUT THE AUTHOR

Podobne wpisy:

  • Tearaway Unfolded pojawi się już latem tego roku?

    Tearaway Unfolded pojawi się już latem tego roku?

    Po ogłoszeniu, że Tearaway doczeka się portu na PlayStation 4, gracze podzielili się na dwa obozy. Dla jednych to szansa na zapoznanie się ze świetną produkcją, dla innych zaś ostateczna oznaka tego, że PlayStation Vita przymiera i traci kolejny tytuł ekskluzywny. Jeśli należycie do tej pierwszej grupy, to mam dla Was dobrą informację. Wygląda na

  • Gunman Clive – Pomarańczowy Zachód

    Gunman Clive – Pomarańczowy Zachód

    Wiele gier stara się być pięknymi w stylu nowoczesnym. Mnóstwo filtrów, pikseli i krógłości, aby jak najbardziej przypodować się „nowemu” odbiorcy, który po prostu tego oczekuje. Jeśli jedak pójdziemy w inną stronę przedstawiając grafikę artystyczną opierającej się tylko na pomarańczy i cieniowaniu, a za gameplay posłuży nam ten sprzed 20 lat? Gunman Clive to gra