|  | 

Stare gry na komputer

Airfix Dogfighter

Dzisiaj, gdy zapytamy młodego człowieka jakie jest jego hobby, w większości przypadków usłyszymy: komputer, gry komputerowe, gry na konsole… „Takie czasy” – odpowiecie i niewątpliwe będziecie mieli rację. Lecz jeszcze tak niedawno komputer był przecież bardzo drogą zabawką, na której zakup mogli sobie pozwolić tylko nieliczni. Jeszcze tak niedawno królowały znaczki pocztowe oraz plastikowe modele samolotów, statków, czołgów… Pamiętam, że na półce w moim pokoju stało kilkanaście modeli, które własnoręcznie skleiłem i pomalowałem. To dopiero była zabawa: kilkaset części, które trzeba było wyciąć z plastikowej ramki, brzegi delikatnie wyrównać pilniczkiem, precyzyjnie skleić, a następnie całość pomalować farbą. Powiem Wam, że taka zegarmistrzowska praca opłacała się, gdyż efekt końcowy był wiele razy lepszy niż nawet najlepszy model oglądany na ekranie monitora. Te czasy minęły bezpowrotnie: raz, że jestem już trochę jednak starszy, dwa, że brak czasu nie pozwala mi na zabawę w modelarstwo. Na krótko przed świętami rozmawiałem z redaktorem naczelnym WIG’u, pożyczyliśmy sobie wesołych świąt i, jako że święta to czas odpoczynku, zaczęliśmy rozmawiać o byczeniu się. Wtedy Kowal stwierdził: „Oj nie, żadnego lenistwa, właśnie wysłałem do Ciebie „Airfix Dogfightera.” „. Pomyślałem: „To byłoby tyle w sprawie lenistwa i świątecznej nudy” i nie pomyliłem się (przynajmniej jeżeli chodzi o nudę).
Przesyłka dotarła i moim oczom ukazał się pierwszy w historii symulator plastikowych modeli latających. Obejrzawszy pudełko stwierdziłem, że polski dystrybutor, firma LEM, zabezpieczyła się przed takimi maniakami symulatorów jak ja umieszczając na pudełku skromny napis „Gra Zręcznościowa”. Nie będę więc mógł narzekać na model lotu, uzbrojenie maszyn, na realia historyczne, w których umieszczono akcję gry, wreszcie na teren, nad którym będziemy latać. Oczywiście, o wszystkich tych elementach napiszę, ale z góry mówię: oceniać je będę tylko z punktu widzenia wykonania i ich wpływu na grywalność gry. Od razu również powiem, że wszystko co znajdziemy w „Airfix Dogfighter” jest unikatowe i zabarwione dużą dawką humoru.
Do „Airfix Dogfightera” praktycznie nie potrzeba instrukcji. Wystarczy zdać się na intuicję oraz na spolszczenie produktu. Wszystkie napisy zostały przetłumaczone na język polski, a tłumaczenie nie budzi moich zastrzeżeń. Wyjątkiem jest tu menu Opcji. Czyż nie komicznie brzmi stwierdzenie: „Oczekiwanie na pusty sygnał pionowy”? Na szczęście w grze nie ma dialogów, więc nie istnieje problem, występujący w niektórych produkcjach, nie przykładania się lektora do wypowiadanych kwestii. Zostawmy lokalizację, przejdźmy do istoty „Airfix Dogfightera”. Gra, nie licząc trybu multiplayer, oferuje tylko kampanię. Niestety, autorzy nie dali nam możliwości zagrania pojedynczych, oderwanych od głównego wątku misji. Szkoda. O kampanii za chwilę, teraz kilka słów o opcjach niezwiązanych z właściwą rozgrywką, ale wpływających na ogólny odbiór produktu.
Skoro gra oferuje wyimaginowane środowisko plastikowych modeli, nie mogło w niej zabraknąć możliwości malowania samolotów. Edycja obejmuje tylko umieszczanie na samolotach pojedynczych znaków graficznych. Autorzy przewidzieli tylko dwa rodzaje kamuflażu dla każdego z samolotów, jednocześnie nie dając użytkownikowi możliwości samodzielnej edycji. I znowu wielka szkoda, że o tym nie pomyślano. Edytor jest niezbyt przyjazny użytkownikowi. Opcji jest mało, a ich wybieranie i używanie jest trudne i męczące. Można było rozwiązać ten problem chociażby pozwalając użytkownikowi na import grafiki z pliku np. standardowej, systemowej bitmapy. Oprócz możliwości malowania samolotu użytkownikom programu udostępniono również edytor map. I znowu, brak pojedynczych misji powoduje, że edytor jest przydatny tylko i wyłącznie w trybie multiplayer, kiedy to możemy tworzyć własne, przez siebie wykonane wystroje pokojów.
Nie powiedziałem jeszcze gdzie tak właściwie latamy. Potęga „Airfix Dogfightera” leży nie w wykonaniu samego produktu, ale przede wszystkim w specyficznym, rozrywkowym podejściu do tematu. Na początku gry będziemy musieli wybrać, po której ze stron konfliktu staniemy: państwa Osi lub Alianci. Dla każdej ze stron stworzono po 10 misji o wzrastającym stopniu trudności. Cel jest prosty: odbić część domu zajmowaną przez wroga. Tak, tak, będziemy walczyć wśród półek, stolików, umywalek, łóżek, krzeseł, czyli po prostu pośród zwykłych sprzętów domowych. Misje są różnorodne: zniszczyć wrogie okręty podwodne, które właśnie wynurzyły się w wannie, uwolnić naszego skrzydłowego uwięzionego, a jakże, w słoiku, zdobyć plany nowego modelu samolotu oraz farbę i klej potrzebną do jego budowy, oj przepraszam – sklejenia. Tego jeszcze w żadnej grze nie było. Prawda, że oryginalne? Mimo iż 10 misji wydaje się być kroplą w morzu potrzeb, to jednak ich wypełnienie nie jest zadaniem łatwym. Chociaż „Airfix Dogfighter” nie jest symulatorem wróg potrafi bardzo skutecznie walczyć. Zarówno jednostki naziemne, artyleria jak i samoloty wroga wiedzą jak używać systemów uzbrojenia. Celownik w naszym samolocie automatycznie nakierowuje się na cel, więc nie ma potrzeby ręcznego namierzania obiektów. Nowe typy uzbrojenia uzyskujemy w różny sposób. Najczęściej jest to wykradzenie planów wrogiej broni. Każda broń posiada kilka stopni zaawansowania. W celu dokonania upgreade’u należy zbierać odpowiednio: dla państw Osi- krzyże żelazne, dla Aliantów- generalskie gwiazdki. Po uzbieraniu odpowiedniej ich liczby zwykły karabin maszynowy przekształci się w szybkostrzelne działko, zwykle rakiety zyskają naprowadzanie, a standardowe bomby będą bardziej śmiercionośne niż kiedykolwiek. W miarę jak będziemy przechodzić kolejne etapy kampanii w naszym arsenale znajdziemy bardziej wyrafinowane środki eksterminacji wrogich jednostek – działka protonowe, plazmowe, bomba atomowa – które na wyższych stopniach zaawansowania technicznego potrafią w mgnieniu oka dokładnie wszystko zamienić w pył.
To wszystko będziemy mogli załadować na kilkanaście typów maszyn. Zarówno Alianci jak i państwa Osi dysponują maszynami bardzo dobrze znanymi wszystkim miłośnikom historii lotnictwa: Hawker Hurricane, Hawker Typhoon Ib, Douglas Dauntless, Grumman F6F-3 Hellcat, Supermarine Spitfire MKVb, North American P-51D Mustang, Northrop P-61 Black Widow, Junkers Ju-87B Stuka, Messerschmitt Bf109E, Me262, Me163, Focke-Wulf Fw190A, Mitsubishi A6M2 Zero oraz Fiat G50-BIS. Oprócz tego spotkamy również m.in. superfortece B17 oraz kilka innych ciężkich bombowców. Nie będę ukrywać, że model lotu ma niewiele wspólnego z rzeczywistością, chociaż i tak, jak na grę zręcznościową, jest całkiem niezły. W grze „Airfix Dogfighter” każdy z dostępnych samolotów posiada cztery parametry: prędkość, sterowanie, paliwo, kadłub. Wszystkie one mają wpływ na maszynę. Od nich zależy, jak twardy w walce będzie nasz samolot, jak szybko będzie reagował na ruchy joysticka, jak szybko spali paliwo, itd. Kiedy nasz samolot zostanie trafiony pewną ilość razy, zacznie się z niego wydobywać dym, następnie dym zgęstnieje, aż przekształci się w buchające płomienie. Jest to znak, że wkrótce przeniesiemy się na tamten świat, chociaż w „Airfix Dogfighter” nie istnieje pojęcie śmierci. Po, nazwijmy to, rozklejeniu się modelu, możemy bez żadnych konsekwencji zacząć misję od początku. Można również ratować maszynę i misję zbierając pakiety naprawcze. Niektóre obiekty w mieszkaniu można zniszczyć i wówczas wysypują się z nich powerupy: amunicja, gwiazdki bądź krzyże żelazne, paliwo, pakiety naprawcze. Dzięki tym dodatkom przeżyjemy zdecydowanie dłużej. Czasami niespodziewanie któryś z „ulepszaczy” wpadnie w trudno dostępne miejsce. Nie należy się wówczas obawiać, że przypadkowy kontakt ze ścianą lub podłogą od razu zniszczy maszynę. Owszem, wskaźnik uszkodzeń pokaże większą wartość, ale nadal pozostaniemy w grze. W ogóle kontakt ze ścianami, elementami wyposażenia domu czy podłogą nie oznacza końca, wszak jak zręcznościówka to zręcznościówka. Interakcja z otoczeniem jest w „Airfix Dogfighter” daleko posunięta. Możemy jednym celnym strzałem w pokoju zgasić światło, spuścić żaluzje, by wrogie bombowce nie wlatywały przez zbitą w oknie szybę, jednym strzałem otworzyć lub zamknąć drzwi.
Przyznam się szczerze, że nie miałem sposobności przetestowania trybu multiplayer w sieci. Po obejrzeniu map do gry wieloosobowej oraz z uwagi na fakt, że sami przy pomocy edytora możemy tworzyć wirtualne pokoje bitwy można uznać, że gra po sieci jest jeszcze jednym mocnym elementem układanki zwanej „Airfix Dogfighter”.
Dźwięk oraz grafikę, jak to zwykle czynię, zostawiłem sobie na koniec. Jeżeli chodzi o oprawę dźwiękową można o niej powiedzieć jedno: nie jest najlepsza. Praca silników wszystkich modeli samolotów śmigłowych brzmi dokładnie tak samo, a przecież w rzeczywistości różni się w sposób co najmniej zauważalny. Rzecz jasna silniki Me262 oraz Me163 brzmią jak rasowe silniki odrzutowe. Odgłosy strzałów z działek, zrzucania bomb czy odpalania pocisków rakietowych brzmią niezwykle realistycznie. Muzyka towarzysząca nam podczas misji jest ładna, ale już po kilku minutach staje się monotonna i najlepiej ja wyłączyć. Niestety, w opcjach nie ma funkcji odpowiedzialnej za głośność, trzeba posłużyć się mikserem systemowym. O ile dźwięk nie jest mocną stroną programu, o tyle o grafice nie można już powiedzieć tego samego. Wszystkie modele samolotów, czołgów, wozów pancernych i okrętów są ładnie teksturowane, a urządzenie oraz wyposażenie pokojów jest wiernie oddane. Efekty specjalne również stoją na przyzwoitym poziomie. Po zgaszeniu światła w pokoju podczas nalotu wrogich bombowców pojazdy broniące bazy oświetlają przeciwnika wiązkami światła z reflektorów lotniczych oraz strzelają ze wszystkiego, co fabryka dała. Bitwy plastikowych czołgów, chociaż toczone w niezwykłym otoczeniu, wyglądają jak prawdziwe. Nie ma co, grafika pasuje jak ulał do tematu. Gdyby jeszcze dodać trochę efektów pogodowych, unoszącą się w łazience parę wodną w postaci mgły, nie można by było chcieć niczego więcej.
I znowu nie zawiodłem się. Ciągle trwa bessa na symulatory, jednakże produkty takie jak „Airfix Dogfighter” są ciekawym urozmaiceniem w oczekiwaniu na prawdziwy, hardcorowy symulator. Mimo że gra jest tylko zręcznościówką, posiada w sobie to coś, co nie pozwala przestać w nią grać. Pierwsze wrażenie jest zdecydowanie pozytywne, kolejne również. Każdy może bawić się świetnie z tą grą, nie potrzeba nawet instrukcji, by czerpać z „Airfix Dogfightera” pełnię radości. Dodatkowo, nie musisz nawet mieć joysticka, gdyż sterownie za pomocą klawiatury jest równie łatwe. Trochę niedopracowanych elementów oraz jednak mała liczba misji obniża notę o parę punktów. Niemniej, „Airfix Dogfighter” jest produkcją bardzo dobrą zasługującą na uwagę. Dodatkowo lokalizacja sprawia, że gra ta jest przeznaczona dla użytkowników z każdej praktycznie grupy wiekowej.

airfix-dogfighter

ABOUT THE AUTHOR

Podobne wpisy:

  • Piłkarski symulator w który grają miliony

    Piłkarski symulator w który grają miliony

    Zdecydowanie jednym z najważniejszych wydarzeń w ostatnim czasie była premiera kolejnej odsłony popularnej serii FIFA 13. Autorzy po raz kolejny zagwarantowali wiele zaskakujących elementów, a zakres tych rewolucji w najnowszej FIFA 13 jest na tyle duży, że nie sposób zobrazować tego słowami. W tą grę po prostu trzeba zagrać, by na własnej skórze poczuć emocje,

  • Serial Powers dostępny także w polskim PlayStation Store

    Serial Powers dostępny także w polskim PlayStation Store

    Ciekawie zapowiadający się serial Powers zadebiutował wczoraj w amerykańskim PlayStation Store. Szybko pojawiły się pytania na temat tego, czy trafi on także do innych regionów. Odpowiedź pojawiła się jednak znacznie szybciej, niż można było się tego spodziewać. Pierwszy odcinek serialu już dziś trafił do użytkowników z Polski. Niestety, jest też jedna zła wiadomość – Powers